Był sobie mały, niebieski koralik. Był okrągły, błyszczący, słońce pięknie odbijało się w jego gładkiej powierzchni. Leżał w pudełku razem z różnymi drobiazgami. Uważnie przyglądał się swoim sąsiadom. Żaden z nich jednak nie był do niego podobny. Czuł się samotny wśród tasiemek, guzików i starych spinek do włosów. Marzył o tym, by spotkać kogoś, kto byłby choć trochę podobny do niego – chociaż błyszczący i okrągły. Nie musi koniecznie być niebieski.
Czy to znaczy, że jestem jedynym koralikiem na świecie? – pytał sam siebie. Może są gdzieś inne koraliki podobne do mnie? Ale jak to sprawdzić?
Koralik wymyślił, że musi wyjść z pudełka i poszukać kogoś, kto również byłby koralikiem. Jak postanowił, tak zrobił. Szczęśliwie udało mu się wydostać z pudełka. Wędrował po całym mieszkaniu. Wszystko było nowe, ciekawe, czasem zadziwiające. Nigdzie jednak nie widział nikogo, kto być choć trochę przypominał koralik.
Nagle potknął się i w tym samym momencie poczuł, że spada w dół, boleśnie obijając się o coś po drodze. Było ciemno, nic wokół nie widział. Słyszał tylko przyspieszone bicie swego serca. Przez głowę gwałtownie przebiegła mu myśl: Koniec ze mną! Ginę!
I nagle, gdy wydawało mu się, że już po nim … spadanie skończyło się. Wylądował na czymś miękkim. Dla obolałego koralika to było cudowne uczucie. Powoli otworzył oczy i ostrożnie rozejrzał się wokoło. To, co zobaczył, przeraziło go jeszcze bardziej niż samo spadanie. To były wielkie oczy z ogromnymi czarnymi źrenicami. Oczy wpatrywały się w niego groźnie. Odwrócił się szybko w nadziei, że oczy znikną. Nie zniknęły.
No, to już po mnie … – pomyślał koralik. Ciekawość była jednak silniejsza niż strach. Co to jest to miękkie, na którym leżę? Czy ma coś wspólnego z oczami?
Nagle oczy się odezwały: Już myślałem, że wszyscy o mnie zapomnieli! Nie mam siły … tak bardzo mnie boli …
Koralik oniemiał. Kim ty jesteś? Co tu robisz? – jak to, kim jestem? Fryderyk. Jestem królem tej piwnicy! Kota nigdy nie widziałeś??? Lepiej pomóż mi się stąd wydostać. Nie widzisz, łapa mi utkwiła w pułapce na myszy.
Nagle kot jakby stracił energię, opuścił łeb. Ale jak ty możesz mi pomóc… jesteś taki malutki …
Koralik zamyślił się. Wiesz, co … jak bym ja się wsunął w tę szparę pod drutem i ją trochę poszerzył, to może mógłbyś wyjąć łapę. Eee, to się nie uda, jesteś zbyt gładki – zasępił się kot.
Ale koralik był bardzo pomysłowym koralikiem. Zobacz, tu mam taki brzydki rowek –powiedział koralik – dlatego nie pasowałem do pierścionka i musiałem leżeć w pudełku ze starymi szpargałami. Spróbuję tą stroną podważyć drut. Kot nie był przekonany do tego pomysłu, ale, cóż, lepszy taki pomysł niż żaden.
Koralik długo mocował się z pułapką. Sprężyna bardzo mocno trzymała drut, a krągłość koralika nie ułatwiała sprawy. W końcu jednak się udało. Zasapany koralik uniósł drut na tyle, że kotu udało się wyswobodzić. Kot był wolny. Usiadł wygodnie, rozmasowując bolącą łapkę.
Uratowałeś mnie! Jestem ci bardzo wdzięczny. Podaruję ci coś. Kot wyciągnął łapę. Za pazur miał zaczepiony kawałek zielonej, cienkiej niteczki. Weź i pamiętaj, że to magiczna niteczka. Zawsze, gdy będzie ci źle, ciężko lub będziesz się bał, przełóż ją przez swoje oczko. Ona da ci moc i pomoże spotkać inne koraliki.
Koralik pożegnał się z kotem i wyruszył w dalszą drogę. Wiedział już, że nie musi niczego i nikogo szukać, by być szczęśliwym.